An ambient myriad of keyboards creating the atmosphere surrounding the sentinel, “Far away in outer space, a lighthouse guiding star”. A robotic voice intones “Captain’s log….approaching craft of extra terrestrial origin” and the familiar twittering noises that are such a feature of the Hawkwind soundscape.
Kategorie: Muzyka / metal / heavy metal Wykonawca: Black Sabbath Nośnik: CD Ilość nośników: 2 Producent: Warner Music Group EAN: 602527704067 Seria: Deluxe Edition / Universal Music Data wydania: 2011-05-23 Jest to data ukazania się towaru w danej wersji na rynku Zamówienia:0 - 99 PLN>99 PLNCzas dostawy: Odbiór osobisty w księgarni 0 zł0 zł1 dzień roboczy InPost Paczkomaty 24/7 (Płatność online) zł0 zł1-2 dni robocze InPost Paczkomaty - Paczka w Weekend (Płatność online) zł0 zł1-2 dni robocze Poczta Polska (Płatność online) zł0 zł3-5 dni roboczych Poczta Polska (Płatność za pobraniem) zł0 zł3-5 dni roboczych Kurier UPS (Płatność online) zł0 zł1 dzień roboczy Kurier UPS (Płatność za pobraniem) zł0 zł1 dzień roboczy Wysyłka zagranicznaSprawdź szczegóły > 57,00 zł 69,99 zł Oszczędzasz 12,99 zł Zamieszczenie recenzji nie wymaga logowania. Sklep nie prowadzi weryfikacji, czy autorzy recenzji nabyli lub użytkowali dany produkt. 1. Trashed 2. Stonehenge 3. Disturbing The Priest 4. The Dark 5. Zero The Hero 6. Digital Bitch 7. Born Again 8. Hot Line 9. Keep It Warm 1. The Fallen 2. Stonehenge 3. Hot Line 4. War Pigs 5. Black Sabbath 6. The Dark 7. Zero The Hero 8. Digital Bitch 9. Iron Man 10. Smoke On The Water 11. Paranoid
Born Again was released on 12 September 1983 and was a commercial success. It was the highest charting Black Sabbath album in the United Kingdom since Sabbath Bloody Sabbath (1973), and became an American Top 40 hit. Despite this, it was the first Black Sabbath album to fall short of RIAA certification.
Szósty album legendarnej grupy BLACK SABBATH ukaże się ponownie w wersji Super Deluxe, i zawierać będzie na nowo zremasterowany oryginalny album, 13 nigdy niepublikowanych nagrań na żywo z 1975 roku, oraz siedmiocalowy singiel “Am I Going Insane (Radio)”/”Hole In The Sky” z okładką-reprodukcją japońskiego wydania. Kiedy w 1975 roku Black Sabbath wchodził do studia żeby nagrać swój szósty album “Sabotage”, zespół był uwikłany w skomplikowany proces sądowy ze swoim byłym managerem. Muzycy czuli się osaczeni, niemal sabotowani przez całą sytuację – stąd właśnie nazwa albumu – paradoksalnie jednak to uczucie przelane zostało na intensywność muzyki, którą stworzyli w studio. Pomimo tego jak bardzo uwaga zespołu był wówczas rozproszona, muzykom udało się stworzyć jeden ze swoich najbardziej dynamicznych i paradoksalnie niedocenianych albumów w swojej karierze. BMG składa hołd patronom heavy metalu, tworząc kolekcjonerskie wydanie zawierające na nowo zremasterowaną wersję oryginalnego albumu oraz pełen koncert zarejestrowany na trasie w 1975 roku. SABOTAGE: SUPER DELUXE EDITION dostępny będzie od 11 czerwca 2021 r. w wersji 4 LP na 180 gramowych winylach plus siedmiocalowy singiel, zawierający radiową wersję “Am I Going Insane (Radio)” oraz “Hole In The Sky” na stronie B oraz opakowany w reprodukcję rzadkiego japońskiego wydania tego singla. Dostępna będzie także wersja 5 CD. Obydwie wersje są już możliwe do zamówienia pod tym linkiem: Na nowo zremasterowany album będzie także dostępny przez serwisy streamingowe i do pobrania w dniu premiery. Już dziś można posłuchać utworu “Am I Going Insane (Radio)” pod tym linkiem: BLACK SABBATH Ozzy Osbourne, Tony Iommi, Geezer Butler i Bill Ward nagrali “Sabotage” w Londynie i Brukseli, a drugim producentem albumu został Mike Butcher. Osiem utworów zostało wydanych najpierw w lipcu 1975 roku w Stanach, gdzie płyta pokryła się złotem, a potem w sierpniu w Wielkiej Brytanii, gdzie album zyskał status srebrnej płyty. “Sabotage” zyskał także przychylność prasy, dostając wszędzie pozytywne recenzje za mocne pozycje takiej jak “Hole In The Sky” i “Symptom Of The Universe” a także bardziej eksperymentalny “Supertzar”, na którym zagościła harfa, meltoron i Brytyjski Chór Kameralny. SABOTAGE: SUPER DELUXE EDITION przedstawi także 16 utworów nagranych na żywo, z których 13 nigdy nie zostało dotąd wydanych. Zarejestrowane zostały one w 1975 roku, w trakcie trasy koncertowej kwartetu po USA, promującej ten album. Na dodatkowych płytach znajdą się koncertowe wykonania takich utworów jak “Spiral Architect” z debiutanckiego albumu grupy “Black Sabbath”, czy “Sabbra Cadabra” z poprzedniej płyty “Sabbath Bloody Sabbath” z 1973 roku. Sam “Sabotage” reprezentują takie utwory jak “Hole In The Sky” czy “Megalomania”. Muzyce towarzyszyć będzie historia albumu spisana w książeczce dodanej do albumu, która zawierać będzie także wypowiedzi członków zespołu i prasy muzycznej. Znajdą się tam również rzadkie zdjęcia i wycinki prasowe z tego okresu. Poza tym, w box secie znajdzie się też replika książeczki koncertowej z koncertu w Madison Square Garden w 1975 r. oraz kolorowy plakat trasy “Sabotage” z tego samego roku. SABOTAGE: SPER DELUXE EDITION Dostępne wersje 4 LP + 7’’ oraz 4 CDPremiera Wydawca: BMG Wydanie CD Pierwsza płyta: Original Album Remastered “Hole In The Sky”“Don’t Start (Too Late)”“Symptom Of The Universe”“Megalomania”“Thrill Of It All”“Supertzar”“Am I Going Insane (Radio)”“The Writ” Druga płyta: North American Tour Live ’75 “Supertzar”/“Killing Yourself To Live” *“Hole In The Sky” “Snowblind” *“Symptom Of The Universe” “War Pigs” *“Megalomania” “Sabbra Cadabra” *Jam 1 including guitar solo *Jam 2 including drum solo *“Supernaut” *“Iron Man” * Trzecia płyta: North American Tour Live ’75 Guitar Solo including excerpts of “Orchid” and “Rock ’n’ Roll Doctor” *“Black Sabbath” *“Spiral Architect” *“Embryo”/“Children Of The Grave” *“Paranoid” * Czwarta płyta: “Am I Going Insane (Radio)” – Single Edit“Hole In The Sky” Wydanie winylowe: Pierwsza płyta: Original Album Remastered Side One “Hole In The Sky”“Don’t Start (Too Late)”“Symptom Of The Universe”“Megalomania” Side Two “Thrill Of It All”“Supertzar”“Am I Going Insane (Radio)”“The Writ” Druga płyta: North American Tour Live ’75 Side Three “Supertzar”/“Killing Yourself To Live” *“Hole In The Sky” “Snowblind” * Side Four “Symptom Of The Universe” “War Pigs” * Trzecia płyta: North American Tour Live ’75 Side Five “Megalomania” *“Sabbra Cadabra” * Side Six Jam 1 including guitar solo *Jam 2 including drum solo *“Supernaut” Czwarta płyta: North American Tour Live ’75 Side Seven “Iron Man” *Guitar Solo including excerpts of “Orchid” and “Rock ’n’ Roll Doctor” *“Black Sabbath” * Side Eight “Spiral Architect” *“Embryo”/“Children Of The Grave” *“Paranoid” * 7” Single “Am I Going Insane (Radio)” – Single Edit“Hole In The Sky” * utwory dotąd niepublikowane źródło: BMG Powiązane Artykuły
Songs like "Disturbing the Priest" and "Zero the Hero" are classic Sabbath songs in my opinion. Truly some of Iommi's best riffs! There's more to Born Again than the music. There's the famously awful album cover. The return of Bill Ward. The Stonehenge fiasco. The true story of "Trashed." The unlikely meeting of Black Sabbath and a priest.
Sklep Muzyka Pop & Rock Zagraniczna Data premiery: 2016-04-16 Rok nagrania: 2007 Rodzaj opakowania: Jewel Case Producent: Sanctuary Records Oferta : 43,99 zł 43,99 zł Produkt u dostawcy Wysyłamy w 48 godzin Oferta ART-BOX : 41,90 zł Oferta ABE MEDIA : 88,00 zł Wszystkie oferty Najczęściej kupowane razem "Posłuchaj" "Posłuchaj" Płyta 1 1. Trashed 2. Stonehenge 3. Disturbing The Priest 4. The Dark 5. Zero The Hero 6. Digital Bitch 7. Born Again 8. Hot Line 9. Keep It Warm Opis Opis Tracklista: 1. Trashed 2. Stonehenge 3. Disturbing The Priest 4. The Dark 5. Zero The Hero 6. Digital Bitch 7. Born Again 8. Hot Line 9. Keep It Warm Dane szczegółowe Dane szczegółowe Tytuł: Born Again Wykonawca: Black Sabbath Dystrybutor: Mystic Production Data premiery: 2016-04-16 Rok nagrania: 2007 Producent: Sanctuary Records Nośnik: CD Liczba nośników: 1 Rodzaj opakowania: Jewel Case Wymiary w opakowaniu [mm]: 52 x 147 x 127 Indeks: 67898190 Recenzje Recenzje Dostawa i płatność Dostawa i płatność Prezentowane dane dotyczą zamówień dostarczanych i sprzedawanych przez empik. Wszystkie oferty Wszystkie oferty Empik Music Empik Music Inne tego wykonawcy W wersji cyfrowej Najczęściej kupowane Inne tego dystrybutora
The green, yellow, white Impressionist-style 1892 painting by Pierre Bonnard, Still Life with Guelder Roses, was one of 2,000 pieces stolen by the Nazis from a single collector, David David-Weill
Born Again jest albumem z którego najłatwiej jest się pośmiać siedząc przy piwku z kolegami, robiąc mądre miny znawców. No bo przecież utwory nieudane, Ward w stanie przypominającym psychicznie stłamszoną tchórzofretkę, Ian Gillan robiący sobie nieustannie jaja z poważnego wizerunku Black Sabbath. Na dokładkę zagubiony Butler, który od samego początku przewidywał w cudownym birminghamskim akcencie: „Jak to wszystko ma niby zabrzmieć?” Geezer Butler miał rację. Pytanie o to, w jaki sposób będzie brzmiało karkołomne połączenie Deep Purple i Black Sabbath było niezwykle zasadne, nawet jeżeli na chwilę pominiemy fakt, że płyta „Born Again” wcale nie miała zwiastować „ponownych narodzin” Black Sabbath. Początkowo miał to być jedynie poboczny projekt kilku uznanych muzyków, którzy akurat znaleźli trochę wolnego czasu. Gdy Tony Iommi, Gezzer Butler i Ian Gillan spotkali się w pubie The Bear w Oxford (w połowie drogi między swoimi rezydencjami – prawda, że ciekawy przejaw megalomanii?) nie było mowy o „reaktywacji” osieroconego przez Dio i Appice’a Black Sabbath. Na to nie zgodziłby się Ian Gillan, dla którego ciężkie skóry, odwrócone krzyże i poważne miny muzyków BS wydawały się cechami z których można się co najwyżej radośnie nabijać, ale na pewno nie przyjąć za swoje. Gillan należał do hedonistycznie nastawionych do życia hard rockowców lubiących otwarcie używać uroków życia, grać dobrą, stylistycznie nieoczywistą muzykę, i pławić się w oparach sławy i wzniosłości, jakie nieustannie towarzyszyły dokonaniom Deep Purple. Gillan tworzył muzykę dla rockowej inteligencji, elity. Nie to co, ci zabawni robole z Black Sabbath. Za coś trzeba jednak żyć. Stąd pomysł na wspólny album. Dlaczego więc zamiast pobocznego, finansowo korzystnego i niezobowiązującego albumu nagranego w momencie, w którym obie macierzyste formacje popadły w letarg, otrzymaliśmy jedenasty album Sabbatów? Dlatego, że Don Arden nie zamierzał pytać zespołu o zdanie. Toczyła się w końcu wojna. Co gorsza, wojna domowa, a więc cechująca się jeszcze większą bezwzględnością. Sharon Arden odeszła i zabrała ze sobą zapijaczonego, naćpanego, grubego i wyzbytego pewności siebie Johna Osbournea. Na nieszczęście Dona, zrobiła z niego gwiazdę. Tego Arden – który już dawno postawił krzyżyk na, jego zdaniem, lekko przygłupim frontmanie, nadającym się bardziej do wypasu owiec niż przewodzeniu Największemu Zespołowi Świata – znieść nie mógł. Sharon zbyt dosadnie udowodniła mu, że nie miał racji w swojej ocenie sytuacji. Popełnił pierwszy błąd. Black Sabbath z kolei wbrew jego woli zatrudnili „karła” z USA, Ronniego Jamesa Dio, który nie mógł, jak ponownie przewidywał Arden, postawić rozlatującej się formacji na nogi. Tym razem błąd managerowi udowodnił Tony Iommi, który optował za zatrudnieniem genialnego wokalisty i przyszłego koronowanego „boga metalu”. Gdy jednak Dio i perkusista Appice odeszli a kariera Osbournea wciąż zdobywała coraz to nowe szczyty rockowego panteonu, Arden nadal nie zamierzał pytać nikogo o zdanie. Sprawa była osobista. Ani Iommi, ani tym bardziej Ward nie mogli przeszkodzić jego planom stworzenia z podupadłej legendy Black Sabbath ponownie największego, najwspanialszego i najbardziej emocjonującego zespołu świata. Arden był w stanie przeznaczyć na to duże pieniądze, wykorzystać swoje wpływy i chwycić za gardło każdego, kto mógłby zgłaszać jakieś obiekcje. Zastraszyć bądź przekupić – ot, prosta dewiza managera. Niestety, wielkie plany spaliły na panewce, bo chociaż powstała płyta intrygująca i ciekawa stylistycznie, to prezentująca muzykę, która w żaden sposób nie mogła nawiązać do najwspanialszych dokonań BS (a takiej w tym momencie trzeba było zespołowi). Born Again nie miała pop-rockowej siły przebicia, którą opanował do perfekcji zespół muzyków związanych z Osbournem. Ba, z planów hegemoni i dominacji wyszedł wypisz – wymaluj scenariusz filmu Spinal Tap. Wracając jednak do początku. Ian Gillan nie traktował Iommiego poważnie – był to dobry koleżka do porządnego napicia się w barze (któż ma mocniejszą głowę od birminghamskiej klasy pracującej?), kumpel lubiący porządną zabawę i niezgorsze używki. Tyle, że trudno było wygadanemu i obytemu w świecie Gillanowi dojść do partnerskiego porozumienia Iommim i Butlerem, którzy zdawali się nadawać na zupełnie innych falach. Nie byli głupi – bynajmniej. Oboje prezentowali bardzo przyziemną ale przenikliwą inteligencję. Nie mieli jednak szerokich horyzontów. Nie potrafiliby zachwycać się kolejnymi klasycyzującymi motywami wplatanymi w utwory przez Jona Lorda, nie docenialiby kunsztu Rogera Glovera czy skomplikowanej aranżacji charakterystycznej dla, chociażby „In Rock”. Na pewno nie wybraliby się dobrowolnie na koncert Zappy i, o zgrozo, śpiewali o pierdołach. Naprawdę. Pierdołach pokroju Szatana, demonów, zjaw i tak dalej. A jednak Ian poza piciem lubił również pieniądze. A współudział w projekcie z Butlerem i Iommim pieniążki na pewno mógł przynieść. Nawet informacja, że dziwnym trafem nowy album ukaże się pod szyldem Black Sabbath nie zmroził Gillana. Nie oszukujmy się – informacja, że album powstanie jako płyta BS a nie projekt poboczny musiała powracać w rozmowach między muzykami a wokalistą. Nic nie mogłoby się stać bez jego zgody a podpisy Iana widniały pod dokumentami w których prawnicy zadbali o interesy obu stron. Podpisy te złożono na długo po wizycie Gillana i Iommiego w pubie w Oxford. Na długo po tym, jak oboje odzyskali umiejętność jasnego myślenia. Innym przejawem Wielkiej Wojny między Sharon a Donem było również sprowadzenie biednego, zmaltretowanego, wyniszczonego i niezmordowanie walczącego o zdrowie Billa Warda. Dla Dona nie miało znaczenia, w jakim psychicznym i fizycznym stanie znajdował się do niedawna perkusista. Nie interesowało go, że nagrywanie nowej płyty z Black Sabbath przywoływało po raz kolejny demony alkoholizmu, z którego Ward dopiero co się wyrwał. Finanse Warda nie były z gumy, zdrowie i detoks nie były za darmo, a oferta Dona nie mogła spotkać się z odmową. Wielka Wojna toczona w celu odbudowy Największego Zespołu Świata wkraczała na nowy poziom. Don odzyskał trzy czwarte oryginalnego składu, Don zaangażował jednego z najlepszych wokalistów na rynku, Don ukradł nawet grafika tworzącego dotychczas dla Ozzego – Steve’a Krushera Joule’a. Trzeba było jednak jeszcze czegoś – muzyki. No i tu właśnie za prorocze uznać należy słowa Geezera Butlera, z niepokojem zastanawiającego się jak to wszystko zabrzmi. A zabrzmiało intrygująco, niepokojąco, dziwnie, odpychająco a równocześnie w sposób, który przyciąga i zmusza do kolejnych odsłuchów. Mówiąc jednak wprost zabrzmiało dokładnie tak, jak nie powinna brzmieć płyta zwiastująca wielki powrót Największego Zespołu Świata. Album Born Again okazał się zaskakującym potworkiem, dziełem godnym kultu. Albumem, który nigdy i to w żadnym wymiarze egzystencji nie mógłby liczyć na uznanie ogółu. Czyli Don Arden poniósł porażkę. Do legendy przeszły zresztą sesje nagrywania płyty w, zamienionej na wspaniałe studio, posiadłości Richarda Bransona. Pisano już niejeden raz o tym jak to gnębiono kruchego psychicznie Warda (w sposób zupełnie bezrefleksyjny – nie dziwota, że po tych doświadczeniach zrezygnował następnie z uczestnictwa w trasie koncertowej), jak Gillan infantylnie i bez sensu izolował się od reszty muzyków (rozbił wielki namiot PRZED posiadłością mającą kilkadziesiąt pokoi), jak niektóre z rozrywek mogły przy mniejszej dozie szczęścia zakończyć się śmiercią wokalisty (chociażby pijacki wyścig wokół posiadłości samochodem Warda za którego kierownicą siedział Gillan – bezpośrednia inspiracja dla utworu „Trashed”). Dodać do tego należy godne skeczu Monty Pythona negocjacje zespołu z lokalnym księdzem, jak tu dostosować grafik prób chóru z próbami zespołu (inspiracja dla „Disturbing the Priest”). Warto również przypomnieć organizacyjną klęskę – wybudowanie scenografii koncertowej zawierającej kopię Stonehenge, której rozmiary przekraczały rozmiar oryginalnych kamieni! (ktoś pomylił stopy z metrami). Druga porażka Ardena przyszła jednak z innej strony. Steve Krusher Joule, projektant okładek Ozzego zdecydował się zaakceptować propozycję Dona na przygotowanie okładki albumu, ale uczynił to wyłącznie w celu zgarnięcia procentu od finalnej kwoty, którą miał obiecaną gdyby jego praca została odrzucona. Nie chciał wdawać się w przepychanki miedzy Sharon (dla której pracował) a Donem (którego chyba trochę się bał) postanowił więc wybrnąć z sytuacji dostarczając najgorsze, najbardziej banalne i pozbawione gustu dzieło jakie mogło wyjść spod jego rąk. Ta właśnie praca zdobi front płyty Born Again. Sam Joule twierdzi, że jego amatorska, bałamutna i pozbawiona wyczucia kolorów praca spodobała się Iommiemu i Butlerowi – ten maił powiedzieć, w charakterystyczny dla siebie sposób – że: „jest to gówno, ale wspaniałe gówno”. Wydaje się jednak, że nie był to argument decydujący. Nie na tym etapie kariery Sabbathów i nie przy tym zaangażowaniu Ardena. Zadecydowało, jak przypuszczam, jedynie nazwisko Krushera, które widniało również na kilku albumach solowych Ozzy’ego. Przekaz miał być jasny: Sharon nie potrafi utrzymać przy sobie nawet bliskich współpracowników. Upartość Ardena zadecydowała o tym, że jedna z bardziej intrygujących płyt Black Sabbath została opatrzona jedną z najgorszych, absolutnie najgorszych okładek w całej historii metalu. Trzecią porażką Ardena był fakt, że stymulowane przez niego Black Sabbath, tworzone wedle jego osobistego wzoru – Black Sabbath na funkcjonowanie którego nie szczędzono pieniędzy i zaangażowania, wydało na świat tylko jeden album, który, pomimo swojej wyjątkowości, w najmniejszy sposób nie wpłynął na kształt dalszych losów zespołu. Ian Gillan po trasie powrócił do Deep Purple nagrywając „Perfect Strangers” – jeden z najwspanialszych albumów rocka, Ward ponownie zaszył się w swojej kryjówce, Butler popadł w kryzys psychiczny a Iommi zmuszony został do nagrania swojej solowej płyty ponownie pod szyldem Black Sabbath. W tym samym czasie Ozzy nagrywał „Bark At The Moon” trzykrotnie pokryty platyną. Gdy zaś Iommi zachodził w głowę, jak to się stało, że najnowsza płyta nosi nazwę „Black Sabbath featuring Iommi” Ozzy cieszył się 6 miejscem na liście Billboardu dzięki sukcesowi „The Ultimate Sin”. Born Again okazała się więc totalną porażką. Ale tylko patrząc z punktu widzenia Ardena. Gdyby spojrzeć na ten album oczami fana musimy przyznać, że Black Sabbath podjęło odważny krok. I wykonało go pewnie i ze znawstwem. Sabbaci z Gillanem nie starali się nawiązywać do ery Dio. Nie próbowali odtworzyć klimatu towarzyszącego płytom nagranym z Ozzym. Stworzyli za to coś zupełnie nowego pod względem nastroju. Nadal mamy tu do czynienia ze świetnymi riffami Iommiego (chociaż czasami bardziej zdehumanizowanymi niż wcześniej) ale rozwój formacji przyrównałbym do podgatunków z kategorii horrorów. O ile za Ozzego mieliśmy do czynienia z klimatycznymi dreszczowcami a za Dio z przepełnionymi akcją survival horrorami to Gillan wraz z Black Sabbath stworzył dziwaczne, niepokojące ale przyciągające swoją innością kino gore. Pełne nieziemskich krzyków, wymyślnych tortur i zdeformowanych postaci. Być może wpływają na mnie bezsensowne teledyski towarzyszące utworom z tego albumu, ale jestem w stanie dać sobie uciąć paznokcie, że nawet bez ich znajomości obcowanie z albumem zakończy się dla słuchacza szczerym niepokojem. „Born Again” to jak eksperyment genetyka, który postanowił połączyć kod dwóch formacji, które oddzielnie dominowały w swoich niszach, aby otrzymać twór nie dający się w żaden sposób sklasyfikować. Patrząc jednak na pokraczne oblicze albumu „Born Again” dostrzegamy jednak te cechy, za które pokochaliśmy Black Sabbath (utwór tytułowy, preludia „Stonehenge” czy „The Dark”, początek „Zero The Hero” czy „Disturbing the Priest”) oraz Deep Purple („Hot Line”, „Digital Bitch”, „Keep It Worm”). Bez wątpienia w roku 1983 powstała płyta, która w żadnym stopniu nie spełniła pokładanych w niej nadziei ale taka, do której z przyjemnością można wracać po latach. Born Again z Ianem Gillanem za mikrofonem to nie był skład, który mógł dobrze rokować na przyszłość. On wypadł doskonale już na pierwszej płycie, którą przygotował. Inna sprawa, że była to płyta zupełnie nie pasująca do ówczesnych oczekiwań decydentów. Tylko czy powinno to obchodzić nas, fanów? Kuba Kozłowski, Ocena: 5 – 1- poniżej wszelkiej krytyki 2- cudem się prześlizgnął 3- przeciętnie, ale w normie 4- synu, jesteśmy dumni 5- gratuluje prymusie! 6- blisko absolutu (Łącznie odwiedzin: 1 018, odwiedzin dzisiaj: 1)
During this time, Bill Ward is coaxed back yet again after getting healthy while Sabbath was on tour for Born Again and the search is on again for a new singer. Black Sabbath was to work with producer Spencer Proffer at this time, having come off the then wildly successful album “Metal Health” by Quiet Riot.
1. Anno Mundi (The Vision) 2. The Law Maker 3. Jerusalem 4. The Sabbath Stones 5. The Battle of Tyr 6. Odin’s Court 7. Valhalla 8. Feels Good to Me 9. Heaven in Black Rok wydania: 1990 Wydawca Tony Martin to nie ma lekko. Cokolwiek by chłop nie zrobił z Black Sabbath i tak zawsze będzie porównywany do dwójki wielkich poprzedników: Ozzy’ego Osburne’a i Ronniego Jamesa Dio. I oczywiście te porównania zwykle nie będą wypadać na jego korzyść. Niesłusznie, bo to znakomity wokalista, obdarzony ciekawym głosem, wiedzącym w dodatku co z nim zrobić… Fakt, że akurat Martin miał swój udział w dwóch słabszych albumach Sabbs (“The Eternal Idol” i “Forbidden”), ale przecież trudno na niego zwalać całą winę. Wszak za riffy i kompozycje (a także wybór producentów, wyjątkowo nietrafiony w przypadku “Forbidden”) odpowiadał pewien wąsaty pan w czerni…“Can you hear me crying out for life?/Can you tell me, where’s the glory?/Ride the days and sail the nights/When it’s over you’ll find the answer/Running in the whispering rain/Anno Mundi? Can you wonder!/Truth of thunder, life or blame” – tak zaczyna się płyta “Tyr”, wydana dwadzieścia lat temu, trzecia z Martinem w roli wokalisty. To jeden z najlepszych albumów w dyskografii legendy metalu. Tony Iommi zebrał tutaj naprawdę mocną ekipę: wierny druh Geoff Nichols na instrumentach klawiszowych oraz sekcja rytmiczna Neil Murray na gitarze basowej i nieodżałowany czarodziej perkusji Cozy Powell. Takiemu składowi po prostu nie wypadało firmować złej muzyki. Klarowne, potężne brzmienie, ciekawe kompozycje, mitologiczna tematyka w tekstach – oto przepis na Black Sabbath u zarania dekady lat dziewięćdziesiątych. Długie, rozbudowane, pełne patosu i mocy kompozycje (“Anno Mundi”, “The Sabbath Stones”) sąsiadują z krótszymi, szybkimi strzałami w rodzaju “The Law Maker”, czy “Jerusalem” (od tego drugiego wprost trudno się uwolnić). Niczego sobie jest też piękna ballada “Feels Good To Me”. Że komercyjne i przesłodzone? Życzmy sobie jak najwięcej takiej “komercji” i “słodzenia” na radiowych antenach w dzisiejszych czasach… No i na deser opus magnum tej płyty: akustyczna miniaturka “Odin’s Court” połączona z majestatycznym kawałkiem “Valhalla”. Martin, Iommi i spółki wznieśli się tutaj na artystyczne wyżyny… Szkoda, że ten album nie zdobył takiego uznania na jakie bez wątpienia zasługiwał i po kilku chudszych latach nie przywrócił wówczas zespołowi należnej mu pozycji w rockowej branży. Ten biznes bywa czasem przewrotny, niestety… Ale ta muzyka wciąż brzmi wspaniale, nie zestarzała się ani trochę. 9/10 Robert Dłucik
Born Again é o décimo primeiro álbum de estúdio da banda de heavy metal, Black Sabbath, lançado em 1983.Após a saída de Ronnie James Dio, e Vinny Appice da b
W tym roku przypada jubileusz trzydziestolecia wydania tego albumu, jednego z najbardziej kontrowersyjnych eksperymentów w historii ciężkiego grania. To była wówczas prawdziwa sensacja: oto trójka pionierów heavy metalu, osieroconych przez Ronniego Jamesa Dio oraz jedno z najlepszych rockowych gardeł wszech czasów postanowili połączyć siły. Efektem takiego mariażu może być tylko arcydzieło, albo kompletny niewypał. Niestety „Born Again” lokuje się zdecydowanie bliżej tej drugiej opcji… To nie jest aż taka zła płyta.. Problem polega na tym, że Gillan kompletnie nie pasował do Sabbs, nie czuł tej stylistyki, o czym zresztą przekonuje nie tylko „Born Again”, ale również koncertowe bootlegi dokumentujące tournee promujące ten materiał, na którym wybitny wokalista niemiłosiernie „kaleczy” Sabbathowe klasyki. Tony Iommi, który trafił w dziesiątkę z angażem Dio po odejściu z zespołu charyzmatycznego Ozzy’ego, tym razem spudłował z wyborem frontmana niczym Roberto Baggio w serii rzutów karnych podczas pamiętnego finału Mistrzostw Świata Brazylia – Włochy… Co gorsze: muzycy Sabbath postanowili dopasować się na tym krążku do Gillana, a nie na odwrót. Efekt? Otwierający całość „Trashed” to niemal wariacja na temat „Highway Star”, brakuje tylko brzmienia Hammondów i mielibyśmy typowy kawałek Deep Purple. Również rozpędzony „Digital Bitch” zdecydowanie bardziej pasowałby do Purpli lub zespołu Gillan niż do Sabbs. Riff i struktura rytmiczna „Hot Line” także brzmią dziwnie znajomo… Dziwna sprawa, bo przecież kiedy do składu dołączył Ronnie James Dio, na „Heaven and Hell” i „Mob Rules” Black Sabbath nie stał się kopią Rainbow tylko stworzył nową, wspaniałą muzyczną jakość. A tutaj… Wyszedł im Purple Sabbath z naciskiem na „purpurę” właśnie. Znamienne, że nieliczne w sumie próby przywołania charakterystycznego dla Black Sabbath posępnego, złowieszczego klimatu skończyły się fiaskiem. „Disturbing The Priest” i „Zero The Hero” bardziej męczą niż wciągają słuchacza. Brzmienie płyty też nie powala. Daleko mu do potęgi i rozmachu „Heaven And Hell”. Nad okładką już znęcał się nie będę… Na zakończenie zostawiłem sobie coś optymistycznego: kawałek tytułowy. Dla mnie najjaśniejszy punkt tego albumu. „Górki” Gillana w refrenach – klasa sama w sobie. Rok później Gillan wrócił tam gdzie jego miejsce i nagrał z Deep Purple fantastyczną płytę „Perfect Strangers”. Zaś Iommi nadal błądził… Niezrażony rezultatem współpracy z Ianem, ściągnął do zespołu kolejnego eks-muzyka i wokalistę Deep Purple – Glenna Hughesa. I przygotował jeszcze słabszy materiał niż ten z „Born Again”… 5/10 Robert Dłucik
OwUhMw. 217 41 212 58 216 377 235 284 468
black sabbath born again recenzja